Dzisiaj postaram się omówić początki amunicji scalonej i być może uda mi się dojść do pierwszych pocisków, które miały styczność z czołgami (dosłownie) – pocisków szrapnelowych.

 

 

 

 

Przedewszystkim po co amunicja scalona? Scalona tzn – połączony materiał miotający z pociskiem. Początkowo wszystkie działa były ładowane od przodu – najpierw wsypywano proch, następnie wrzucano do lufy to co miało zostać wystrzelone (a strzelano wszystkim, nie tylko stalowymi kulami). Jednak ta czynność wymagała przejścia na przód działa, przez co kanonier stawał się bardziej widoczny i nie zasłaniały go drewniane elementy, na których znajdowała się lufa. Dzięki amunicji scalonej działa zaczęto ładować od tyłu.

 

Nie wiem czy istnieje jakiś podział pocisków z początku XIX wieku, aczkolwiek pociski wtedy służyły do dwóch rzeczy – do niszczenia murów oraz do zabijania jak największej ilości ludzi.

Na obrazku niżej te na ludzi to 1, a do umocnień 2. I równo z testowaniem nowszej amunicji w karabinach skałkowych zaczęto robić eksperymenty z amunicją artyleryjską. Tak jak w karabinach chciano pocisk wydłużyć. Jednak ówczesny pocisk karabinowy od artyleryjskiego różnił się tym, że był on ołowiany, a ten drugi stalowy. Dlatego o ile ten pierwszy nie niszczył lufy (ołów jest miękki) o tyle przy tych drugich lufa szybko się zużywała. Dlatego właśnie bodajże już w latach 50/60 – tych XIX wieku powstały pociski artyleryjskie z miedzianym pierścieniem wiodącym (4, był on dość kulfoniaty) oraz działa z gwintowanymi lufami (jeśli się nie mylę, a mogę się mylić, wymyślił to jakiś Prusak). Jednak były to stalowe kloce, które nie były w stanie zabić naraz dużej ilości ludzi. W miare upływu czasu zaczęto oszczędzać na miedzi i w latach 70/80-tych XIX wieku powstały pierwsze pociski przypominające już nieco te współczesne (5). Jednak to dalej był tylko kloc. I wtedy pomyślano, że skoro nabój karabinowy po uderzeniu iglicy w spłonkę „wybucha”, to czemu by nie przenieść tego do pocisków artyleryjskich? Tak powstały pierwsze bardziej sensowne pociski. Coś w rodzaju odłamkowego, a następnie pierwsze pociski szrapnelowe, wszystkie wyposażnoe w dość prymitywny zapalnik uderzeniowy (6,7). Obydwa te typy udoskonalano. Odłamkowe zamieniły się w burzące, a szrapnele zostały szrapnelami, tylko, że lepszymi (8-z zaplanikiem uderzeniowym, 9-z zapalnikiem uderzeniowo-czasowym). Używane podczas I WŚ szrapnele przez wszystkie państwa, były dokładnie takie same. Różnice były tylko w zapalniku (wiadomo, co kraj to inna fabryka, więc inny wygląd zapalnika) oraz w pierścieniu wiodącym (jedne grubsze inne cieńsze).

 

Obrazek niżej przedstawia działanie pocisku szrapnelowego, wyposażonego w zapalnik uderzeniowo-czasowy. Po wystrzeleniu zapalnik odbezpiecza się i zaczyna spalać się ścieżka prochowa. Po pewnym czasie od zapalnika odlatuje zaślepka od otworu wylotowego gazów prochowych i wydobywają się te gazy (dzięki temu proch wybuchał, a tak to mógłby się po prostu spalić powolutku). „Iskierka” dochodzi do cieniutkiej rurki, z która prowadzi do materiału miotającego w dnie pocisku (w przypadku naboi szrapnelowych materiał miotający znajdował się nie tylko w łusce, ale i w pocisku – i jeden i drugi miał „miotać” ;) ). Materiał wybuchał i wyrzutnik (to jest ta przykrywka nad materiałem miotającym) wyrzucał wszystko z wnętrza pocisku – zapalnik, kulki szrapnelowe i przekaźnik (tj. ta rurka). Tak to wyglądało w teori. W praktyce wyglądało to różnie. Często było tak, że proch w dnie rozrywał po prostu pocisk na kawałki, najczęściej zachowywał się tylko spód pocisku, ze względu na grubość. Ścianki wyżej rozwalało, bo były cieńsze.

Tutaj pole rażenia takiego pocisku:

Obrazek niżej przedstawia działanie pocisku szrapnelowego, wyposażonego w zapalnik uderzeniowy. Pocisk uderzał w ziemie, pokrywa zapalnika się wciskała, naciskając jednocześnie iglicami na spłonki, które doprowadzały do zapłonu, a następnie wybuchu. Tutaj także gazy prochowe musiały zostać odprowadzone na zewnątrz, by zapalnik mógł wybuchnąć (pocisk nie posiadał własnego ładunku wybuchowego – cały ładunek znajdował się w zapalniku). Ładunek wybuchał, wciskając sam zapalnik bardziej w ziemię, często go rozwalając, a resztę pocisku po prostu rozszarpywało. Wada była taka, że wiele kulek szrapnelowych nie wyleciało poza lej po wybuchu pocisku. Taki lej nie zawsze był duży. Dla pocisków 75mm będzie to od 0,5m, do 1m średnicy i głębokości około 0,5 m, a dla pocisków 100mm będzie to od 1,5m, do maxymalnie 2,5 m średnicy i głębokości od 1m do 1,5 m (a były to dwa najpopularniejsze kalibry dział stosowanych podczas I WŚ). Pod koniec zaprezentuję zdj. z LIDAR'a, które przedstawiają leje po pociskach 75, 100 i 305 mm (te 2 pierwsze to szrapnele, lub gazowe, ten ostatni nie wiem jaki)

 

Tutaj pole rażenia tego typu pocisku z różnymi typami zapalników uderzeniowych:

Bez bezpiecznika:

 

Z bezpiecznikiem:

Z superszybkim zapalnikiem uderzeniowym:

Zdjęcia poniżej przedstawiają szrapnele przed i po:

 

 

Tak wygladają z góry leje po szrapnelach (te 2 mniejsze, ten większy to po pocisku 305mm), wszystko oczywiście w tej samej skali:

75mm:

100mm:

305mm:

Dla porównania parterowy, malutki domek jednorodzinny:

 

I teraz nawiązanie do czołgów. Do pierwszych czołgów strzelano pociskami szrapnelowymi, ponieważ jak wiadomo nie było wtedy amunicji ppanc ;) Pancerz tych czołgów był cienki, więc taki pocisk szrapnelowy radził sobie z nimi bardzo dobrze. Można sobie wyobrazić co się działo w czołgu, po trafieniu go pociskiem szrapnelowym – pancerz cienki, więc pocisk wlatywał do środka, wybuchał i rozsiewał wewnątrz pełno ołowianych kulek o średnicy od około 1cm, do około 1,8 cm (zazwyczaj w pociskach, w zależności od kalibru, znajdowało się ich 180, lub 360).

 

W następnym newsie postaram się opisać pociski gazowe, które jakby nie patrzeć, także zetchnęły się z pierwszymi czołgami.